Recenzja gry

Marvel’s Midnight Suns (2022)
Jacob Solomon
Chad Rocco
Lyrica Okano

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Growi "Avengerzy" okazali się totalną klapą, a i "Strażnicy Galaktyki", mimo bardzo pozytywnego odbioru zarówno przez krytyków jak i graczy, też nie doczekają się sequela. Czy północne słońca
Czy "Marvel's Midnight Suns" to przełom w grach o superbohaterach?
Kiedy zobaczyłem pierwszy zwiastun "Marvel's Midnight Suns”, pomyślałem, że oto właśnie ta gra odczaruje złą passę tytułów z uniwersum Marvela. Dotychczasowi growi "Avengerzy" okazali się bowiem totalną klapą, a i "Strażnicy Galaktyki", mimo bardzo pozytywnego odbioru zarówno przez krytyków jak i graczy, też nie doczekają się sequela. Czy północne słońca przełamią zły czar Lilith oraz kiepskiej sprzedaży?
Na wstępie muszę zaznaczyć, że "Midnight Suns" to pierwsza produkcja od dawna, która trwa tyle, ile obiecali producenci – dokładnie tak jak zapowiedziano, ukończenie głównego wątku zajęło mi 60 godzin. Jest w tym wszystkim jednak pewien haczyk, ale do tego wrócę w dalszej części tekstu. Pozwólcie, że najpierw wprowadzę Was w historię i jej bohaterów. 
Nie byłoby, o czym mówić, gdyby nie – parafrazując Scooby Doo – doktor Faustus i te wścibskie dzieciaki z Hydry! To właśnie ich ingerencja sprawiła, że matka demonów o imieniu Lilith wybudziła się ze snu, a to zaburzyło całą strukturę magii na świecie. Zdając sobie sprawę z mocy głównej antagonistki, Dr Strange razem z grupką innych bohaterów decyduje się na wskrzeszenie Huntera – dziecka Lilith, legendarnego łowcy demonów, którym będziemy kierować. Dzięki sprytnemu zabiegowi twórców naszego łowcę możemy stworzyć zupełnie od podstaw – zdecydować o jego płci, cechach charakterystycznych, a także budowie ciała i wglądzie twarzy. Słowa uznania należą się twórcom za fakt, że nasz protagonista nie jest milczący, a wszystkie jego linie dialogowe brzmią naprawdę dobrze. A to o tyle ważne, że dialogi w "Midnight Suns" to jakieś 75% jej zawartości. Inna sprawa, że nie jestem pewny, czy to dobrze. 
W tym właśnie tkwi mój największy problem z "Marvel's Midnight Suns" – to bowiem w dużej mierze symulator chodzenia po The Abbey, naszym centrum dowodzenia, w którym możemy rozmawiać z innymi członkami załogi i wykonywać aktywności poboczne. "Chodzenie" to jednak mocne słowa. Nasz bohater w ruchu faktycznie wygląda jak ktoś, kto wstał z trwającej kilka wieków drzemki. No chyba że animatorzy wzorowali się na postaciach z "Gothica" od Piranha Bytes. Można się co prawda do tego przyzwyczaić, ale raczej nie tak to powinno wyglądać. 
Kolejną kwestią jest budowanie relacji z naszymi kompanami – to aktywność całkowicie opcjonalna, ale zdobycie maksymalnego poziomu odblokowuje legendarną zdolność towarzysza i jego specjalny strój, który… można zdobyć po ukończeniu specjalnego wyzwania. Mam wrażenie, że w tym momencie gra nas bardziej karze za trud włożony w budowanie znajomości przez dziesiątki godzin, niż za niego nagradza. W tym monecie jasne staje się, dlaczego ukończenie samego głównego wątku zajęło mi blisko 60 godzin. Krótko mówiąc: więcej czasu spędzicie w The Abbey niż na polu bitwy i to nie do końca z własnego wyboru. Zarówno nasza baza, jak i jej najbliższa okolica skrywają kilka tajemnic do rozwiązania, przerywników filmowych między misjami jest mnóstwo, a jeśli chcecie poznać wszystkie historie, jakie członkowie załogi mają do zaoferowania, to jestem przekonany, że spędzicie tutaj nawet ponad 100 godzin. 
Skoro problemy gry mam już za sobą, mogę przejść do tego, co mi dostarczyło najwięcej zabawy, czyli do walki. I tu zaznaczę, że nie jestem fanem karcianek i do tej pory na mojej krótkiej liście widniało jedynie genialne "Inscryption"; teraz śmiało dopisuję do niego również "Marvel's Midnight Suns". System ulepszania kart wymaga lekkiego grindu z naszej strony i wybierania misji pobocznych, podczas których zdobędziemy surowce, ale walka jest na tyle satysfakcjonująca, że to żaden problem. Zaskoczeniem na pewno okazał się fakt, że ustawienie naszych postaci na polu bitwy ma marginalne znaczenie. To już nie jest taktyczny "Xcom", w którym high ground oznacza przewagę, bo zdolności przeciwników są tak różnorodne, że nawet jeśli nasi bohaterowie nie są obok siebie to i tak mogą oberwać. Działa to oczywiście w obie strony, bo nasi herosi również mogą wykorzystywać elementy otoczenia do ataku, poświęcając tylko punkty heroizmu, zamiast kart. Takie ruchy są ograniczone jedynie ilością zdobytych podczas walki punktów i mogą czasem przeważyć szalę bitwy na naszą korzyść. Mam wrażenie, że to jedna z większych innowacji, jakie Firaxis zaserwowało graczom.
Ale cytując klasyka: "przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę", a ta jest całkiem pokaźna. Może nie na początku, gdy dopiero rekrutujemy herosów do naszej załogi, ale na późniejszych etapach gry będziemy już mieli dylemat, kogo ze sobą zabrać. Bardzo polubiłem eksperymentowanie z układem superbohaterów, bo każdy z nich jest dobry w innym aspekcie. Iron Man ma genialne karty pod kontrolę tłumu; gdy jedna jego karta trafiała na moją rękę, mogłem spokojnie się rozsiąść i patrzeć, jak świat płonie. Z kolei Hulk, co pewnie nie będzie dużym zaskoczeniem, jest świetnym tankiem – nie dość, że jest w stanie przyjąć wiele ciosów, to jeszcze każdy z nich buduje jego poziom gniewu. Przy takiej różnorodności na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.
Na zakończenie kilka słów o optymalizacji. Najnowszą produkcję Firaxis ogrywałem na dość mocnym sprzęcie wyposażonym w RTX 3070 i o ile przez większość gry nie miałem problemu z utrzymaniem 60 klatek na sekundę, o tyle ostatnie starcie było momentami pokazem slajdów. To zapewne coś, co deweloperzy będą łatać na bieżąco; pamiętam, że analogiczna sytuacja miała miejsce w przypadku "Xcoma 2", kiedy to na premierę dostaliśmy optymalizacyjnego potworka. Jak widać, niektóre rzeczy się nie zmieniają i chociaż ich nowy tytuł nie powala graficznie na kolana, to może swoimi wymaganiami sprowadzić Wasze sprzęty do parteru. Krótko mówiąc: oprawa graficzna jak na te wymogi mogłaby być lepsza. 
Koniec końców, "Marvel's Midnight Suns" to produkcja odważna – łączy bowiem grę karcianą, eksplorację i budowanie relacji z towarzyszami. Wyszła z tego niecodzienna mieszanka, która działa raz lepiej, raz gorzej, ale mimo wszystko dostarcza rozrywki na wysokim poziomie. Po blisko 60 godzinach w tym świecie dalej mam ochotę do niego wrócić i tym razem już na spokojnie nacieszyć się całym dobrem inwentarza. Jeśli jednak szukacie w tej grze drugiego "Xcoma", to raczej poszukajcie gdzieś indziej. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones